Ohayo! Cóż... wczoraj skończyłam 17 lat... Jak się z tym czuję? Hm... chyba nie odczuwam żadnej różnicy. Aż nie mogę uwierzyć, że za rok będę już dorosła. Pamiętam te czasy, gdy miałam 13 lat, a czułam się jakbym była niewiadomo jak dojrzała... za to teraz czuję się totalnym dzieciakiem xD
Mam zamiar cieszyć się ostatnim rokiem jaki mi został przed wejściem w dorosłość.
Wczorajszy dzień był dla mnie trochę smutny, nie miałam go z kim spędzić. Odebrałam cudowne i szczerze życzenia od przyjaciół i oczywiście dostałam mnóstwo bardziej pustych słów jak ,,sto lat" czy ,,najlepszego". Tak, tablica na facebook'u zaspamowana.
To wiadome, że najlepsze życzenia dostaje się od osób, które znają nas na wylot.
Dostałam nową mp3, która właśnie ubarwia moje życie. Mama mnie zaskoczyła, od czterech lat nie dostałam od niej nic, a w tym roku dała mi w prezencie czerwoną torbą z Adidas, którą bardzo chciałam.
Oczywiście moja gitara jest jeszcze w marzeniach, ale to nieważne. Cieszę się. Wiem, że nie jest tak łatwo z pieniędzmi, a mimo to się postarali.
Ale to życie jest takie... bezbarwne. Potrzebuję nowych znajomych, naprawdę potrzebuję. Nie jestem przyzwyczajona do takiego stanu rzeczy, nie dość, że tęsknie za przyjaciółką, to nie mam tu nikogo kto pomoże mi jakoś tą tęsknotę zatuszować... Chyba muszę być bardziej odważna... Tylko co ja mogę zrobić? Mam podejść do kogoś i zapytać: Będziesz moim przyjacielem? Niedawno powiedziałam mojej przyjaciółce, że chyba tak zrobię. Chciałabym znaleźć ludzi w takim samym stopniu zakręconych jak ja, takich, którzy nie będą bali się o coś założyć czy się wygłupić. Boże, niech to wszystko już się ułoży!
Dzisiaj nie uraczę Was żadnym zdjęciem czy piosenką, muszę się powoli zbierać do lekarza.
Witajcie. Wchodzę tutaj w tak mieszanym nastroju jak to tylko możliwe, szczęśliwa, że mam jakieś miejsce, w którym mogę wylać z siebie te wszystkie zawiłe myśli...
Chyba mam jakąś poważną chorobę psychiczną, na serio. Może jestem nieprzystosowana do żcyia i... i co? W mojej głowie jest jedno, wielkie nieypowiedziane pytanie.
Z moimi... koleżankami mamy pewnien problem w college. Jedna z nauczycielek bardzo źle nas traktuje. Nie dość, że ciągle rzuca jakieś przykre uwagi, krzywe spojrzenia, robi nam na złość to potem jeszcze mówi innym nauczycielom, że źle zachowujemy się na jej lekcjach.
Dzisiaj już nie wytrzymałam... nie chcę dać się komuś cały czas poniżać, tylko dlatego, że pochodzę z Polski... Wyszłam z klasy, po czym jednak zaraz się wróciłam, gdyż zapomniałam telefonu. Nauczycielka mruknęła coś na temat złego zachowania Polek... to już totalnie wyprowadziło mnie z równowagi.
Emocje to chyba mój największy wróg. Zdenerwowana poszłam do innej z nauczycielek, powiedzieć jej o tym co się dzieje. Obiecała zająć się tą sprawą, widać było, że nie jest zadowolona. Wtedy czułam się dobrze, ale teraz...
Mama wydawała się być zadowolona, ale jej chłopak powiedział, że źle zrobiłam. Zapytał się co takiego wydarzyło się tym razem, a ja po prostu nie byłam w stanie tego opisać... nie wiem czemu, w zeszłym togodniu, gdy wróciłam zapłakana do domu, wyglądało to praktycznie tak samo. Mama powiedziała wtedy żebym następnym razem po prostu wyszła i zgłosiła to komuś... tak zrobiłam... a teraz okazuje się, że nie powinnam?
Czego ludzie ode mnie oczekują?
Sama żałuję... jak ja się teraz pokażę na kursie? Jest mi głupio... W dodatku w tym togodniu nie chociłam na ESOL... we wtorek po prostu nie miałam na to siły, a dzisiaj mama wolała żebym została i pomogła jej z Laurą... ale jak to o mnie świadczy? Jakbym wymigiwała się od zajęć, a wcale tak nie jest!
Chyba każdy byłby zmęczony, gdyby siedział w szkole od 9 do 19, można mieć czasem dość?
Ja mam... wszystkiego. Potrzebowałabym odpoczynku od życia. Zatrzymać czas, znaleźć się poza tym wszystkim... poza tymi ograniczeniami. Mogłabym zamknąć się na jakiś czas w pokoju, nie odzywać do nikogo... a raczej, chciałabym, nie mogę. Pomogę sobie w inny sposób, po prostu ograniczę wszelkie kontakty i rozmowy do minimum. Przynajmniej na jakiś czas.
Co się ze mną dzieje?
Dlaczego do pozornego szczęścia potrzebny mi jest tylko internet? Wciągnęłam się w pisanie opowiadań grupowych, poznałam ciekawych ludzi... to daje mi szczęście? Może chodzi o to, że jest to tak beztroskie zajęcie? Że tworzę nowe postaci, które żyją swoim życiem i problemami? Nie wiem, ale wiem, że to teraz moje życie.
To straszne... ta Anglia... chciałabym żeby było inaczej, wiem, że mój angielski jest już lepszy, ale wciąż niewystarczająco. Przyłożę się do niego bardziej... Chciałabym po prsotu mieć znajomych, z którymi będę się dogadywać, z którymi będę mogła szaleć i robić wszystko... a to, że ich nie mam, doprowadza mnie do łez...
Zdaję sobie sprawę z tego jak chaotyczna była poprzednia notka, ale: a) byłam zmęczona b) byłam rozemocjonowana Dzisiaj natomiast chciałabym napisać o jednym z zespołów, których namiętnie słucham. Jak wiadomo każdy ma inny gust muzyczny, osobiście słucham głównie rocka, nie chcę się ograniczać do jednego gatunku, nie jestem na nic zamknięta, ale to właśnie rock sprawia, że czuję jakby w moim ciele trzepotały małe, białe szkydła. Tak, dziwne porównanie, ale właśnie to czuję. Dzisiaj pragnę napisać o japońskim zespole One Ok Rock
Krótko o historii zespołu... One Ok Rock zostali wypromowani przez wytwórnię A-Sketch, zanim jednak to się stało, wydali pięć niezależnych albumów. Pierwszy pojawił się w 2007 roku. Obecnie w zespole możemy dopatrzyć się czwórki członków. Są to: Taka - główny wokalista Toru - grający na gitarze elektrycznej drugi wokalista Ryota - gitara basowa Tomoya - perkusja. Wybaczcie, ale z jakiegoś nieznanego powodu, nie mogę dodać zdjęć.
Kilka lat wcześniej w zespole byli także panowie o imieniu Alex i Tomo. Nie jestem pewna powodu, z jakiego odeszli. Obiło mi się o uczy, że Alex został aresztowany.
Za co uwielbiam ten zespół? Po pierwsze: głos wokalisty. Nie jestem w stanie tego opisać. Ptrafi z nim zrobić doslownie wszystko, piękna, delikatna barwa, ale mimo to, idelanie radzi sobie z growl'em. Rozpływam się gdy tylko go słyszę. Po drugie: muzyka. W żadnym utworze nic się nie powtarza, muzyka jest idealnie dopracowana i po prostu niezwykła. Po trzecie: Teksty. Prawdziwe, uderzające, pomagają mi się pozbierać.
Tak naprawdę moje słowa nie oddadzą tego jak niesamowity jest On Ok Rock. Wybrałam kilka moich ulubionych piosenek, sami oceńcie.
Ohayo! Ledwo mogę racjonalnie myśleć, po wczorajszej, krótkiej rozmowie z moją mamą. Aż trudno uwierzyć. Naprawdę, nie spodziewałam się czegoś takiego... Wczoraj wieczorem jakoś zdecydowałam się na to, by porozmawiać z mamą. Próbowałam tego od ponad trzech lat, zawsze kończyło się tak samo, mama kazała mi wyjść, nigdy nie mogłam jej wytłumaczyć. Od pewnego czasu odczuwam porażającą tęsknotę i pustę... za czym? Za przyjaciółmi, za możliwością spotkania się.... Czuję się pusta w środku, zupełnie niewartościowa... a raczej czułam się. Te emocje całkowicie mnie przytłaczały. To było widać. To okropny stan, zaliczasz dniem za dniem, bez żadnego celu, nie widząc w niczym sensu. Powiedziałam mamie, że naprawdę muszę z nią porozmawiać, że dłużej się tak zywczajnie nie da. Przysiadłam się do niej, układając wcześniej słowa w głowie, które uparcie nie chciały wyjść przez tak długi czas. * Nie jestem taka pusta i głupia jak ci się wydaje, mamo. Nie jestem. Robię co w mojej mocy, by ci pomóc, by pomóc Laurze, ale czuję się taka bezwartościowa. Moi przyjaciele zostali w Polsce, czuję się całkiem opuszczona. Chcę tylko czuć się potrzebna, przydatna. Mimo tego, że wiesz, że zrobię to o co mnie poprosisz, to cały czas pokazujesz mi, że nie jestem dla ciebie nic warta, że nie jestem ci potrzebna. To sprawia, że czuję się jakbym była nikim, jakbym była śmieciem.* Wtedy stało się coś na co czekałam latami. Mama powiedziała o swoich uczuciach. Niewiele, ale to było dla mnie takie piękne. * A myślisz, że jak ja się czuję? Najchętniej wsiadłabym w samolotu i wróciła do Polski już dziś* W tym jednym zdaniu było wszystko, po prostu wszystko. Powiedziałam jej o tym jak boli mnie, gdy mówi, że jestem gruba, że marzę o nałożeniu spódniczki i wysokich butów i wyglądaniu rewelacyjnie, jak budzę się i nienawidzę siebie całej już od momentu otworzenia oczy. Wiecie co ona na to? Powiedziała, że jej udało się zrzucić 30 kg po ciążky, w takim wieku, że to jest trudne, że w moim wieku to bardzo łatwie i dam radę, że wystarczy mi pół roku. Odebrało mi mowę. Powiedziałam, że pamiętam jaki miałam z nią kontakt, gdy byłam młodsza, że tego mi brakuje. Kolejny szok, gdy odparła, że teraz po prostu już nie potrzebuję jej opieki, że sama mogę sobie radzić. Powiedziałam, że mimo to, jest moją matką, kocham ją i potrzebuję z nią rozmawiać, chociaż czasami. Nie wiem jak to się stało. Nie wiem, ale wszystko jest teraz takie... inne. Jasne, że mama dziś na mnie krzyczała, ale nie miało to znaczenia, bo potem pytała mnie o takie przyźemne rzeczy, w stylu : ślisko na dworze? Pewnie nie bardzo rozumiecie, dlaczego to tyle dla mnie znaczy, ale usłyszeć nagle zwykły, ciepły, przyjazny ton - po latach. To piękne. I rozmawiamy. Laura ogląda bajkę, mama siedzi u siebie w pokoju, a ja stoję w drzwiach i rozmawiamy. To jest cud, naprawdę. Wiecie... ten blog mi naprawdę pomaga. Piszę od niedawna, ale mogę zauważyć zmianę w moim myśleniu czy podejściu do wielu spraw. Szczególną pomocą są dla mnie komentarze użytkownika o pseudonimie Skibbi. Naprawdę dziękuję. Zdałam sobie sprawę z tego, że wcale nie muszę zmieniać swojego wyglądu. Nie muszę, a chcę, właśnie o to chodzi. Niczego nie muszę, a mogę zrobić tak wiele. I teraz właśnie czuję, że żyję, że to wszystko ma sens. I będę o siebie walczyć, o to by być szczęśliwą, by moje marzenia wyszły z mojej głowy i owładnęły moim życiem. Pozwolę im na to. Nie jestem słaba, mam w sobie siłę, by tego dokonać. Dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy. Umysł ludzki jest potężny, tak potężny, że może dokonać cudów. Wystarczy tylko wierzyć, nigdy nie przestawać wierzyć, czasem nawet ślepo sobie wmawiać, że wszystko pójdzie po naszej myśli... Dowiedziałam się o tym dzięki książce ,,Sekret". Sama nie wiem co to jest... czy chodzi o wierzenie Bogu, sobie czy czemukolwiek - to działa. Wiara naprawdę czyni cuda w naszym życiu. Tak, więc wierzę. W siebie. W świat. W moje marzenia. Wierzę, naprawdę wierzę.
Witajcie. Ostatnio jakoś nie mogłam się zabrać za napisanie notki. Jakiejkolwiek notki.
Mama zaczęła mnie traktować trochę lepiej, chociaż może tylko mi się tak wydaje, przez to, że chodzę do college'u i nie spędzam całego dnia w domu.
Ciekawe na jak długo mam ten wątpliwy spokój? Nie mam zamiaru zamartwiać się teraz odpowiedzią na to pytanie, chcę po prostu korzystać z tego, że jest dobrze.
Chyba istnieją takie rzeczy, którcyh nie możemy zmienić, prawda? Co nie znaczy, że mamy je zaakceptować. Czuję się nijako, jakby życie w ogóle nie miało smaku, ale nawet w takim stanie wiem - nie dam się zniszczyć i będę o siebie walczyć. Myślę, że gdyby nie komentarze pewnej osoby, nie doszłabym do takich wniosków.
Nie żyje mi się tak łatwo jakbym chciała, nadal nie mogę zaakceptować siebie, mogę się tylko zmieniać. Nienawidzę mojej okropnej wagi, nie wierzę, że tak wyglądam. Wiem, że ludzie naokoło mówią, że nie jestem gruba, że wyglądam normalnie, ale to nieprawda. Lustro nigdy nie pokazuje mi jak jest naprawdę, zrobiłam sobie dziś zdjęcie za pomocą zamowyzwalacza i jestem załamana. A może raczej nie załamana, a zmotywowana? Tylko, że nie jest to taka dobra motywacja, która dodaje siły i sprawia, że chcemy żyć. Jest zupełnie odwrotnie, przygniata mnie smutek, a uczucie głodu daje niewypowiedzianą, chorą przyjemność.
Ostatnio mało sypiam. Chodzę spać przed drugą w nocy, a codziennie wstaję przed ósmą. Nie jestem ani trochę zmęczona. Wciągnęłam się w pisanie opowiadań grupowych na pewnym forum, pozwala mi się to oderwać od wszystkiego. Niesamowite ile przyjemności może sprawić taka zabawa.
W końcu jakoś udało mi się wybłagać możliwość pójścia do pracy, ale... o dziwo nikogo nie potrzebują, nie mają nawet zajęć dla stałych pracowników. Nie wiem co teraz zrobić, ale lepsza jest świadomość, że nie pracuje się dlatego, że nie ma pracy, a nie dlatego, że mama mi tego zabroniła.
Dziękuję wszystkim osobą, które to czytają, nawet jeśli nie ma Was wiele. Postaram się, by w następnej notce, było coś więcej, prócz opisów tego jak wygląda moje nudne teraz życie. Dzisiaj jestem już po prostu zmęczona.
Nic nie układa się lepiej. Jeżeli już to jest tylko gorzej. W dodatku, opadam z sił, coraz bardziej. Tak trudno jest w sobie znaleźć chęci do życia, gdy cały czas ktoś pokazuje ci, że jesteś nikim. Tak, chyba się poddałam, chyba zaczynam w to wierzyć. Jedyną rzeczą jaka powstrzymuje mnie od zabicia się jest strach. Co kiedy strach zostanie przysłonięty wydarzeniami codziennych dni? Skąd mam teraz czerpać siłę?
Znajduję się teraz w najgorszym z możliwych stanów, DO CHOLERY! Ja chcę tylko poczuć szczęście!
Przeglądałam wczoraj stare zdjęcia zrobione przeze mnie, nie miałam internetu, jakoś tak stwierdziłam, że w końcu należałoby coś z nimi zrobić, by nie tkwiły zakurzone na moim pendraku. Zabrałam się za robienie kolaży, które chcę pokazać. Póki co wstawiam tylko trzy, ale tych zdjęć jest na tyle dużo, że niedługo zrobię jeszcze jakieś kolaże.
Zdjęcia robię cyfrowym aparatem firmy cannon, marzę o lustrzance, ale moja cyfrówka spisuje się całkiem nieźle. Chcę tylko zaznaczyć, że nie przerabiam swoich zdjęć, wszystkie kolory są uzyskane przez aparat.
Jak widać, wzięłam się też w końcu za zrobienie nagłówka. Nawet mi się podoba. Jestem już trochę zmęczona, chyba pójdę spać. Nawet nie mam siły na nadzieję, że będzie lepiej...
Są tacy, którzy uciekają od cierpienia miłości.
Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu służyć,
nikomu pomagać. Taka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając
od miłości, ucieka od samego życia. Zamyka się w sobie.
Witajcie... Ten cytat jakoś pasuje mi na dzisiejszy trudny dzień. Nie żeby wczorajszy był łatwiejszy... ech.
Sama nawet nie wiem czy chcę o tym pisać. Wydaje mi się, że nie, ale wiem jedno - nie mogę wciąż i wciąż tłumić w sobie emocji, nie mogę ich zabijać, bo co się wtedy stanie? Kim będę bez moich uczuć? Nieważne jak bardzo to boli, to jest właśnie życie i chcę je czuć całą sobą.
Jak już wspominałam - moja mama ciągle nie czuje się dobrze, więc zajmuję się moją siostrą jak i domem. Wczoraj tak wyszło, że nie umyłam naczyń dzień wcześniej, nie miałam już siły, by zrobić to wieczorem, zrozumcie, cały dzień opiekujesz się małym dzieckiem, a w dodatku musisz załatwić masę innych spraw, jak sprzątanie, zakupy, a nie masz nikogo do pomocy. Mama zrobiła mi niesamowitą awanturę. Aż dziw bierze, że nie ma siły wtsać z łóżka, ale doskonale radzi sobie z krzyczeniem na mnie i biciem mnie butem po twarzy. Tak, to są realia w moim domu, jakkolwiek okropnie to brzmi, tak jest i muszę sobie z tym radzić. Sama. Muszę tłumić w sobie to jak się czuję, nie mogę nawet podnieść głosu, te wszystkie emocje kipią we mnie, chcą ze mnie wyjść w jakikolwiek sposób.
W maju chciałam lecieć do Polski, to jedyna perspektywa, która dawała mi jakąś siłę do życia, sprawiała, że byłam szczęśliwa, w jakiś poręcony sposób, ale byłam. Brat chłopaka mojej mamy chciał mi załatwić pracę, muszę zarobić sama, miałam do niego zadzwonić, żebyśmy załatwili to jak będzie mieć czas. Mama zabroniła mi pójść do pracy. Powiedziała, że się to nieczego nie nadaję, że nawet w domu wszystko nie jest zrobione. Chciałam jej wytłumaczyć, że do cholery, mam 16 lat, a ona traktuje mnie jak nastoletnią matkę, że nie jestem w stanie przez cały dzień utrzymać porządku w domu, robić zakupów z moją półtoraroczną siostrą na głowie. Powiedziałam, że przecież, gdy będę pracować w pubie, nie będę musiała opiekować się dzieckiem, tylko skupić się na swoich obowiązkach. Jej rekacją było: będziesz musiała.
A dzisiaj? Ona nigdy nie mówi, krzyczy cały czas, bez przerwy, nie pamiętam u niej normalnego tonu. Krzyczy na mnie, na Laurę, chociać i ja i ona tylko staramy się czymś zająć, zejść jej jakoś z drogi. Oby dwie jesteśmy sterroryzowane przez własną matkę. Poodkurzałam dzisiaj cały dom, zostały mi tylko schody. Mam cukrzucę, o tym nie wspominałam, zrobiło mi się słabo, chciałam na chwilę usiąść, po tym jak napiłam się mleka, które miało podnieść mi cukier, nie pozwoliła mi, powiedziała, że jak zawsze coś mi się dzieje, że mam swoje chore wymówki. Prosiłam ją, ale mi nie pozwoliła. Chciałam wziąć odkurzac na górę, wchodziłam po schodach i wtedy zasłabłam i upadłam. Udało mi się podnieść, mama mnie uderzyła, zaczęła wyzywać od suki i francy, jakimś cudem uniknęłam kolejnego ciosu i poodkurzałam schody, dźwięk odkurzacza zagłuszał jej wyzwiska. Mamy taką bramkę dla dzieci zamątowaną przy schodach, zaczęła mnie wyzywać, że ją popsułam, już nie chcę o tym mówić... nie popsułam jej, podeszłam do brami, żeby pokazać jej, że działa i nic się z nią nie stało.
Trochę brakuje mi sił. Zniosłabym to wszystko gdybym miała tą jedną jedyną perspektywę - wyjazd do Polski, praca. Porozmawiam z nią jeszcze, powiem, że nie chcę nic poza tym, żeby pozwoliła mi zarobić na ten wyjazd, że chcę tylko tego.
Rozmawiałam wczoraj z moją chrzesną. Mama nie utrzymuje kontaktu z nikim ze swojej rodziny, przez co moje też są ograniczane. Rok temu w ferie, pojechałam do mojej matki chrzesnej. Od tej pory jakoś się kontaktujemy. Wczoraj była taka kochana, nigdy nie dostałam od nikogo z rodziny prezentu na żadną okazję, powiedziała, że jak nie uda mi się z pracą, to ona już rozmawiała ze wszystkimi, że załatwią mi pieniądze, że mój kuzyn ma w maju komunię, żebym się z nimi spotkała, że każdy o mnie pyta... Po raz pierwszy w życiu poczułam, że mam jakąś rodzinę poza samymi rodzicami i moją siostrą.
Tak naprawdę nikt nie rozumie sytuacji w jakiej stoję. Nawet moja ukochana przyjaciółka. Nikt. Z mamą nie da się rozmawiać. Tata nie zabierze mnie do siebie. Do mamy nic, nic, nic nie dociera, próbowałam wszystkiego. Tylko Ania (chrzestna), wie jak jest, dorastały razem, miała dokładnie tak samo. W jakimś stopniu może nie jestem sama.... Nie wiem.
Zaczęłam słuchać niesamowitego zespołu One Ok Rock. Słuchając wczoraj tej piosenki, poczułam jakąś siłę. Czytajcie tłumaczenie.
Witajcie. Właśnie usiłuję znaleźć odpowiedni obrazek, by zrobić lepszy nagłówek, ale widocznie jestem za bardzo wymagająca. Może do jutra mi się uda.
W końcu ustawiłam polskie znaki na moim angielskim laptopie, wreszcie mogę normalnie pisać. Mam teraz masę pracy w domu, mama czuję się już trochę lepiej, ale mimo to na mojej głowie jest teraz opieka nad siostrą, sprzątanie, zakupy. Wsześciej również starałam się dużo pomagać w domu, ale teraz jest inaczej. O wiele łatwiej jest, gdy ma się kogoś do pomocy, samemu trudno dać radę, zwłaszcza z małym gremlinem, który cały czas plącze się pod nogami. Mam teraz chwilę, bo akurat śpi.
*
Tak jak mówiłam, chciałabym napisać o pewniej książce. Jest bardzo znana, została nominowana do najwyższej nagrody literackiej w Wielkiej Brytanii. Nie jest moją ulubioną powieścią, ale mimo to, czytałam ją sześć razy, teraz czytam siódmy.
Książka opowiada o siedemnastoletniej dziewczynie, załamanej po śmierci jej siostry. Już z pierwszej strony, dowiadujemy się, że Lennie ( Lennon Walker), nie miała nikogo kto byłby dla niej ważniejszy niż ta jedna osoba. Len nigdy nie była duszą towarzystwa, wiodła raczej spokojne życie, mimo szalonych pomysłów szalonej przyjaciółki. Jak sama mówi - ukrywała się w żółwiej skorupie.
Śmierć Bails zmieniła wszystko. Zeminiła calą Lennie, zmieniła jej poglądy na świat, otworzyła jej oczy, pozwoliła dostrzec własne marzenia i nieograniczone możliwości. Ta zmiana zachodząca w głównej bohaterce jest doskonale widoczna. Pomyśleć, że coś dobrego może wyniknąć z największej tragedii jaka nas spotyka...
Ponatdto Len wplątuje się w niezłe kłopoty, jest coraz bliżej z chłopakiem swojej siostry, mimo, że niejaki Joe Fontaine, za którym uganiają się wszystkie dziewczyny, jest nią bardzo zainteresowany, mimo, że Lennie się w nim zakochuje.
Książka jest świetnie napisana, ogrom metafor, żartów, osobliwości postaci nie pozwala zapomnieć o tej powieści.
O tak, główne postaci są bardzo osobliwe.
Sarah - przyjaciółka Lennie, piękna blondynka, która miesza praktycznie wszystkie możliwe style, imprezuje s prędkością światła, jest feministką, która jednak ugania się za chłopakami.
Joe - Joe Bajeczny Fontaine, jak został nazwany przez Len. Muzyczny geniusz, totalnie pijany życiem.
Toby - milczący, spokojny, oszalały z miłości do Bails, w połowie skate, w połowie kowboj.
Gram - babcia Lennie. Ogrodowa Guru, z niesamowitą energią i wigrą.
Big - wujek Lennie, rozmawia z drzewami, żeni się raz w roku, ,,pali więcej zielska niż cała jedynasta klasa".
Ta opowieść sprawia, że targają nami różne emocje. Płakałam i śmiałam się, nie mogłam się od niej oderwać, gdy czytałam pierwszy raz.
Poniżej widnieje zdjęcie polskiej okładki. Bardzo mi się podoba, dziewczyna jest piękna, kolorystyka świetnie dobrana. Z początky wydawało mi się, że to Lennie, teraz jednak myślę, że to Bails. Bails, która z Nieba poznaje historię swojej siostry.
Ohayo! Och, ile sie wydarzylo w tym tygodniu.Az trudno mi uwierzyc,
ze tak sie porobilo. Na szczescie juz jest dobrze. Ale od poczatku...
Moja mama od jakiegos czasu nie czula sie najlepiej, moze nawet o tym wspominalam. W poniedzialek, w dzien nowego roku
jej chlopak zawiozl ja do szpitala. Bogu dzieki, gdyby nie to... w
szpitalu mysleli, ze jej nie uratuja. Tak naprawde mama powiedziala mi o
tym dopiero dzisiaj, kiedy juz bezpiecznie jest w domu. Gdybysmy nie
zawiezli jej wtedy do lekarza... nawet nie chce o tym myslec, ale prawda
jest taka, ze w nocy umarlaby. Czuje sie winna, ze tak sie stalo.
Czesto wyobrazalam sobie, ze zycie bez niej byloby lepsze, ze chcialabym
zeby odeszla na zawsze... mam wrazenie, ze moje podle myslenie w jakis
sposob przyciagnelo to co sie stalo. A moze... moze Bog chcial mi cos
zobrazowac?
Dobrze, ze mama juz wrocila. Nadal jest oslabiona. W
poniedzialek konczy mi sie przerwa od college'u, ale nie moge wrocic.
Musze pomoc mamie, sama nie da sobie rady z Laura. Wlasnie, Laura...
Gremlinek tez musial sie naprzezywac, mama nie opuscila jej nawet na
jeden dzien, przez cale jej poltoraroczne zycie.
Juz 10
stycznia bedziemy miec normalny internet. Nie moge sie doczekac, dobrze,
ze to juz tak niedlugo. Nawet nie mam mozliwosci obejrzenia anime, co
doprowadza mnie do szalu, bo udalo mi sie wciagnac w ,,Durarare". Ledwo
moge dodac notke na bloga.
Mysle nad tym jaka zastosowac sobie diete. Diete, ktora przemieni mnie w dziewczyne jaka chce byc. Wydaje mi sie, ze najodpowiedniejsza bedzie dieta piec posilkow. Dziewczyna z mojej starej szkoly ja stosowala, jest nie do poznania. Rozmawialam z nia kiedys o tym, powiedziala, ze w miesiac zrzucila 7 kilogramow. Moje marzenie.... Tak naprawde to marze o wadze 56 kilogramow. Dobrze, wiec decyduje sie przejc na ta diete.
Mysle, ze najlepiej bedzie odzywiac sie glownie warzywami i jogurtami naturalnymi. Dosc rygorystycznie. Chcialabym od razu przejsc na wegetarnianizm. Bede musiala takze pomeczyc sie z cwiczeniami. Ciekawe jak dlugo zajmie mi dojsce do upragnionej wagi? Mam nadzieje, ze wszybko to zrzuce, tak bardzo mi na tym zalezy.
Jestem zmuszona zakonczyc dzisiejsza notke, w nastepnej chcialabym napisac o pewnej ksiazce, ktora warto przeczytac... moze nawet szesc razy, jak ja?
Ohayo! Dostalam kilka rad na temat prowadzenia bloga, jak widac z checia sie do nich zastosowalam, zaczynajac od zmiany wygladu. Mam nadzieje, ze teraz patrzy sie milej.
Z tego co udalo mi sie przeczytac na blogach czy facebook'u, wiekszosc osob spedza ten dzien z przyjaciolmi czy na imprezie. A ja? Ja pilnuje dziecka kolezanki mojej mamy. Slodka, urocza dziewczynka, troche mlodsza od mojej siostry. Pamietam jak cudwonie bawilam sie rok temu z moja przyjaciolka. Staram sie nie myslec o tym, ze dzieli nas 1500 kilometrow, porozmawialysmy dzisiaj przez telefon. Bardzo za nia tesknie, ale brakuje mi rowniez innych cudownych osob. Nie chce jednak byc smutna, chce cieszyc, ze mam mam tych ludzi, nawet jesli sa tak daleko.
*
W tym roku nie mam wielu postanowien. Tak naprawde mam tylko jedno, ale jest ono bardzo wazne i wymaga mnostwo pracy. Chce zaakceptowac siebie. Zmienic sie do tego stopnia, by moc sie zaakceptowac. Zrzucic nieporzadane kilogramy, otworzyc sie na ludzi, na szczescie, byc taka jaka jestem w marzeniach. Bo co mi szkodzi? Dlaczego tego nie urzeczywistnic? To bedzie bardzo pracowity rok, ale jestem pewna, ze mi sie uda. Nie chce cale zycie ukrywac sie w cieniu smutku. Juz nie.
*
Nie wiem dlaczego jestem tak bardzo zmeczona. Oczy same mi sie zamykaja. Moja mama sie rozchorowala, wczoraj caly dzien musialam zajmowac sie moja mlodsza siostra, dawno nikt mnie tak nie wymeczyl, wieczorem nawet nie mialam sily posiedziec przy komputerze. A teraz? Milo, ze panstwo, ktorych coreczki pilnuje udostepnili mi laptopa, pewnie gdyby nie to, juz dawno bym zasnela.
Nie mam sily nawet na to, by obejrzec ,,Durarara!", co mnie dziwi. Anime jest rewelacyjne, bardzo mnie wciagnelo, a poki co nie mam w domu internetu, podlaczam sie pod Wi-Fi i nie zawsze mam mozliwosc obejrzenia. No coz...
Pozostaje mi zyczyc wszystkim Szczesliwego Nowego Roku!